Wehikuł czasu*
Chwila zatrzymana w fotografii
Chwila dzieje się teraz, ale w ułamku czasu staje się przeszłością. To nieuniknione i nieodwracalne. Nic na to nie można poradzić, ale można próbować zatrzymać chwilę pamięcią i wspomnieniem. Wydaje mi się, że niekiedy, niektórym autorom fotografii, udaje się to doskonale. Zatrzymują czas.
Wyprawa pierwsza. Małe historie
Jest taka fotografia, dagerotyp, przedstawiająca paryską ulicę. Poranne słońce sprawia, że cienie są długie. Jest pusto. Prawie. Czyścibut zajął się swoją pracą, podczas gdy klient cierpliwie czeka, aż buty zabłyszczą.
Luis Daguerre - Ulica w Paryżu, dagerotyp z 1835 r. - całość oraz powiększony fragment
To przypadek. Naświetlenie trwało pół godziny, a praca czyścibuta - kilka minut. Wystarczająco długo, by pozostawić ślad - cień na fotografii. Czas się zatrzymał, zaś my się tam na chwilę przenieśliśmy.
Jeszcze dwa dagerotypy - bardzo piękna młoda dziewczyna - być może ma piętnaście lat - i para starszych ludzi, małżeństwo. Tej dziewczyny już nie ma - przeminęła jej młodość i życie. Nie ma też pary staruszków, a wraz z ich życiem przeminęła też pamięć XVIII stulecia, w którym się urodzili i przeżyli dzieciństwo. Nie ma ich, nie znamy ich nazwisk i imion, ale pozostały fotografie, w których na chwilę dla nas ożyli.
Portret dziewczyny - dagerotyp z lat 40-tych XIX w. / Portret starego małżeństwa - dagerotyp z lat 40-tych XIX w.
Wyprawa druga. Wielka historia (w tle)
Raz na jakiś czas wydarza się coś, co okazuje się być bardzo ważnym, notowanym w kronikach, a niekiedy nawet zmieniającym bieg historii. Od XIX wieku takim wydarzeniom towarzyszyła fotografia, uczestnicząc na przykład, w reportażowej formie, w wojnie krymskiej i secesyjnej w USA. Obok tych wydarzeń (niekiedy też w ich środku) dostrzegamy zwykłych ludzi. Takich jak my, choć ubranych w stroje ze swoich czasów. I właśnie ci, drugoplanowi bohaterowie fotografii pokazujących historię, najbardziej mnie interesują.
Łódź, 8 sierpnia 1915 r. - Mały sprzedawca gazet prezentuje niemieckojęzyczną gazetą z dużym tytułem głoszącym zdobycie Warszawy przez niemiecką armię, podczas pierwszej wojny światowej. Fotografia powielona w albumie widokówek „Łódź w latach 1914-1916” - pochodzi z moich zbiorów
Tacy, jak ten mały łódzki gazeciarz, prezentujący najważniejszy w tej fotografii (w zamierzeniu) tytuł dnia. To nie koniec ciekawych obserwacji: warto przyjrzeć się ubiorom postaci, a zwłaszcza sukniom kobiet. No i praktycznie nie widać mężczyzn bez czapki lub kapelusza. Za to - ile zainteresowania wzbudza samo robienie zdjęcia, które wydaje się atrakcją. Ale kim jest osoba ucięta kadrem po lewej stronie? Oprócz pliku gazet reprezentuje ją jeszcze tylko cień. W taki właśnie sposób możemy przenosić się w czasy dawnych fotografii.
Odessa, Schody Potiomkinowskie, 1898 r. / Kadr z filmu Pancernik Potiomkin, reż. Siergiej Eisenstein, - 1925 r.
Stara widokówka z Odessy przedstawia słynne Schody nazwane później „Potiomkinowskimi”, w nawiązaniu do wydarzeń z czasów rewolucji 1905 roku, kiedy to walki, podczas buntu marynarzy na carskim okręcie, przeniosły się na ulice miasta. Wydarzenia zekranizował w 1925 roku słynny reżyser Siergiej Eisenstein w filmie Pancernik Potiomkin, w którym umieścił słynną scenę masakry cywilów na odeskich schodach. Scena ta stała się później jedną z najsłynniejszych w historii kina. Tylko, że... Eisenstein wymyślił ją już podczas kręcenia filmu - nie było jej ani w scenariuszu, ani w historii. Można rzec - scena ta, sama stała się wydarzeniem, dla którego tysiące turystów wciąż odwiedza to miejsce. Miejsce realizacji ujęć będących wzorem dla współczesnego montażu filmowego. I tak, to ludzie tworzą sobie historię.
Wyprawa trzecia. Most Manhattański
Rok temu dostałem od córki fotografię zrobioną podczas wycieczki do Nowego Jorku. Przypomniała mi od razu fotografię, którą znam z obwoluty starego albumu (sam album zniknął komuś pożyczony) przedstawiającą Pike Street na Manhattanie (róg Henry Street). Widać tam ówczesnych mieszkańców, pojazdy (w tym konne) i mnóstwo szczegółów, np. szyldy i pozostałości brudnego śniegu. Nad wszystkim góruje Most Manhattański.
Nowy Jork - fotografia Jagody Sałańskiej, 2019 r. / Podobny widok na Most Manhattański - fotografia Berenice Abbott, 1936 r.
Berenice Abbott - portrety z lat 30-tych i z 1979 roku / Berenice Abbott - Wieżowce Nowego Yorku - 1935 r.
Jest to jedno ze zdjęć zmieniającego się Nowego Jorku, dzieło Berenice Abbott, największej dokumentalistki tego miasta. Widoczny na zdjęciach Most Manhattański został wybudowany w 1912 roku, a w pracach konstrukcyjnych uczestniczył Rudolf Modrzejewski (Ralph Modjeski), pionier konstrukcji mostów wiszących i syn aktorki Heleny Modrzejewskiej. Ulica z fotografii dziś nie istnieje - zastąpiła ją szeroka aleja z pasem zieleni. Fotografia Jagody zrobiona została na Washington Street, po brooklynskiej stronie East River, skąd dziś bardzo podobnie widać most. A ja zazdroszczę Berenice wielkoformatowego aparatu Century Universal.
Berenice Abbott (1898-1991) - fotografka amerykańska zajmująca się fotografią portretową, rodzajową, naukową i pejzażem miejskim. Duży wpływ na nią wywarła twórczość Euge?ne Atgeta, fotografa dawnego Paryża. Najbardziej znana z fotografii dokumentujących Nowy Jork lat 30-tych - architekturę i mieszkańców.
Wyprawa czwarta. Przedmioty mówią
Mam w domu małe muzeum - wiele obiektów pamietających dawne czasy. A obok starych pocztówek, książek i lamp naftowych, również zabytkowe fotografie i kamery fotograficzne o kształtach dzisiaj nietypowych - z mnóstwem pokręteł, skórzanymi miechami i futerałami. Najstarszy pamięta pierwsze lata XX wieku, a większość pochodzi sprzed II wojny światowej, czyli ma ponad 80 lat. Mimo to, większość działa (sam je naprawiałem), a niektórymi (dzięki pochyłom i przesuwaniu obiektywu) można zrobić zdjęcie „zza węgła”, lub sfotografować oko muchy (zdjęcie z odległości 1 cm). Historię kilku znam, np. wiem kto był ich właścicielem. Aparaty przekazują mi wiedzę o sobie różnymi metodami - mogą być to wrażenia dotykowe, słuchowe, zapachowe. Oprócz wiedzy encyklopedycznej są to też poszukiwania, które można nazwać detektywistycznymi.
Mój zbiór starych aparatów fotograficznych, obiektywów i oprzyrządowania
Bardzo malownicze się aparaty miechowe, zwłaszcza z podwójnym wyciągiem miecha, choć ja najbardziej lubię dwuobiektywową lustrzankę Rolleicord z 1933 roku, zaprojektowaną w stylu „art-deco” - mój podstawowy aparat, którym fotografowałem od 1982 roku do lat dwutysięcznych. Robi zdjęcia doskonałej jakości. Pochodzi z rekwizytorni Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi, skąd został zakupiony dla mnie - początkującego fotografa - przez mojego ojca - scenografa filmowego. Najokazalszy jest Mentor, z końca lat 40-tych, studyjny aparat miechowy z wysokim skórzanym kominem wziernika, otwierającym się z charakterystycznym dźwiękiem - „łopotem”. Lubię też słyszeć pracujące mechanizmy migawek aparatów, podnoszących się luster, samowyzwalaczy. Delikatne skórzane okładziny były przeze mnie czyszczone, niekiedy ponownie przyklejane i pielęgnowane tak, że przyjemnie jest je dotykać. Lubię również Retinę - firmy Kodak - najmniejszy aparat mieszkowy na błonę małoobrazkową. Miech ma zapach dobrych cygar (mam cedrowe opakowanie od takich cygar z lat 30-tych). Na futerale aparatu wytłoczono napis: Warszawska Spółka Fotograficzna - Marszałkowska 152. Dobry początek opowieści.
Wyprawa piąta. Marszałkowska 152
Nie ma dziś numeru 152 na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie. Nie istnieje budynek z takim numerem, zniszczony zapewne podczas wojny. Retina model nr 119 produkowana była w latach 1936-38 przez niemiecki oddział Kodaka. W tym też czasie znalazła się w sklepie przy Marszałkowskiej.
Kodak Retina - model nr 119 i napis wytłoczony na skórzanym futerale
Początkowo prawie nic nie znalazłem na temat tego miejsca. Więcej wiadomości jest o budynku nr 150, w którym mieścił się Dom Mody „Bogusław Herse” - miejsce często odwiedzane przez śmietankę towarzyską Warszawy. Znalazło się nawet w filmie „Jego ekscelencja subiekt” z 1933 roku (z Eugeniuszem Bodo w roli głównej). I tam, w filmie, dosłownie „mignął” fragment budynku nr 152. Okazało się, że była tam kamienica zaprojektowana w 1858 r. przez architekta Alfonsa Kropiwnickiego. Na parterze były wejścia do sklepów.
Na zdjęciach i w kadrze filmu czerwonymi strzałkami zaznaczyłem jasną markizę (płócienny daszek ocieniający) lub miejsce jej umocowania do ściany kamienicy Kropiwnickiego. Być może to tam była siedziba Warszawskiej Spółki Fotograficznej? Odnalazłem jeszcze starą książkę telefoniczną z przedwojennym numerem telefonu spółki. Te kilka zdjęć (w tym lotnicze), kadr z filmu, skan książki telefonicznej oraz krótka wzmianka w internecie, to jedyne znalezione przeze mnie ślady sklepu, z którego Retinę wziął w swe dłonie jej pierwszy właściciel. A teraz mam ją przed sobą i zastanawiam się co wydarzyło się do momentu, kiedy kupiłem ją w 1985 roku, w jednym z warszawskich antykwariatów fotograficznych. Może kiedyś...
Wyprawa szósta. Zapomniany negatyw
Ramka do negatywów służyła do kopiowania ich zawartości na papier pozytywowy - bez powiększania. Powiększanie nie miało sensu przy zdjęciach do rodzinnego albumu, kopiowanych ze szklanej płyty negatywu o wymiarach 9 na 12 cm. Taką właśnie drewnianą ramkę otrzymałem niegdyś od jednego z uczniów. Zawierała szklany negatyw zapomniany przez dawnego właściciela - przedwojennego mieszkańca jednej z sąsiednich wiosek. Przypadek sprawił, że nigdy nie zrobiłem z niego pozytywowej odbitki, nigdy też nie ujrzałem wizerunków tych kilku postaci, których sylwetki (dziś mocno zniszczone) zawiera szklana płytka. Postanowiłem zrobić to teraz, przy okazji pisania artykułu. Dla was.
Na górnej fotografii, oprócz ramki do kopiowania negatywów, zawierającej szklaną kliszę, widać również drewnianą kasetę, wyciągniętą z aparatu po zrobieniu zdjęcia oraz wyjętą z niej właśnie, naświetloną płytę szklaną gotową do wywołania. Po wywołaniu ujrzymy negatyw, taki jak na zdjęciu niżej. Obok - dość niewyraźny obraz pozytywowy, a poniżej - powiększenie fragmentu
Do uzyskania pozytywu i jego wyostrzenia użyłem programu graficznego Photoshop. Zdjęcie przedstawia pięć postaci. Od lewej strony są to: stojąca dorosła kobieta, siedzący mężczyzna, prawdopodobnie w mundurze służb leśnych, siedząca młoda kobieta, trzymająca na kolanach małe dziecko w czapce oraz stojąca dziewczynka. Dodatkowo powiększyłem kadr z trzema ostatnimi postaciami, widocznymi najwyraźniej. Jeśli zdjęcie wykonano w okolicach drugiej wojny światowej, to możliwe, że żyją jeszcze najmłodsi spośród sfotografowanych, choć i to jest niepewne. Dzięki fotografii możemy ich jednak zobaczyć - na moment jeszcze ożywionych.
Wyprawa siódma. Czy można zatrzymać chwilę szczęścia?
Na zdjęciach najczęściej utrwalamy szczęśliwe momenty życia. O takich chcemy pamiętać a fotografie bardzo nam w tym pomagają - albo poprzez samo zdjęcie i wydarzenie na nim zapisane (radość małego dziecka, uśmiechnięte oczy młodej dziewczyny), albo poprzez skojarzenie, które uruchamia, jak na obu moich fotografiach. Młoda kobieta (moja żona) spaceruje w deszczu trzymając parasol (ale wiem, że wówczas spodziewaliśmy się narodzin drugiego dziecka i cieszyliśmy się na to). Mały chłopiec (mój syn) jest myślami bardzo daleko - czeka na mamę (a ja wiem, jaką radość sprawiło mu jej pojawienie się w drzwiach pokoju). Chwila szczęścia zatrzymuje się gdzieś pomiędzy starą fotografią a naszym wspomnieniem i potrafimy się nią cieszyć, jakby to działo się teraz. Nie wierzycie? Pokażcie starszej osobie zdjęcie z dobrym wspomnieniem.
Portret dziecka - lata 30-te XX wieku / Młoda dziewczyna - 1910 r. /
Kubuś - Maciej Sałański 1985 r. / Spacer w deszczu - Maciej Sałański 1984 r.
Ja tak zrobiłem. Pokazałem mojej osiemdziesięcioletniej mamie zdjęcie, na którym rozpoznała siebie i koleżanki ze swej pierwszej pracy. Zaczęła się śmiać i opowiadać - radosna jak nastolatka.
Wydaje mi się, że dziesięć lat wcześniej przewidziałem podobną sytuację w moim krótkim opowiadaniu, które pozwoliłem sobie zamieścić poniżej (czytanie oczywiście jest nieobowiązkowe):
W nieznanym mieście z afrykańskiego snu spotkałem starą niewidomą kobietę. Było szaro - kurz przesłaniał słońce i nie czuło się zwykłej jasności dnia, mimo jego pełni.
Kobieta zaczęła śpiewać, a miała piękny głos. Próbowała mi w ten sposób coś opowiedzieć, ale nie rozumiałem jej języka.
Jednak... z każdym wyśpiewanym słowem zmieniała się w dziewczynę o uśmiechniętych i bystro patrzących oczach. Zrozumiałem, że śpiewa o utraconej młodości i o wszystkim, co stało się nieosiągalne.
Słońce przeniknęło przez warstwy kurzu i miasto wypełniło się kolorami. Pozostało takie, mimo że znów zobaczyłem przed sobą starą niewidomą kobietę. Ale na jej twarzy zagościł promień uśmiechu.
W ten sposób dołączyła do grona ludzi, którym dzięki pamięci o dawnej radości udało się zatrzymać czas.
Maciej Sałański
*Pierwotny artykuł pisałem w maju 2020 roku dla moich uczniów - licealistów. W ten sposób chciałem przybliżyć im zagadnienia lekcji prowadzonej na odległość podczas koronawirusowego zamknięcia. Wybaczcie więc przezierające przez tekst elementy natrętnego „edukatorstwa“. M. S.
Bibliografia
- Henryk Latoś, 1000 słów o fotografii, Warszawa 1971;
- Peter Pollack, The picture history of photography, New York 1977;
- Stanisław Herbst, Ulica Marszałkowska, Warszawa 1998;
Źródło ilustracji
- Stanisław Herbst, Ulica Marszałkowska, Warszawa 1998 (poprzez stronę www.warszawa1939.pl);
- Wikimedia Commons;
- Zbiory własne;
Filmografia
- Jego ekscelencja subiekt, reż. Michał Waszyński, Urania-film 1933;
- Pancernik Potiomkin, reż. Sergiej Eisenstein, ZSRR 1925;