Żyjemy w świecie konsumpcjonizmu. Truizm, a jednak mimo to, świat wokół jakby zwariował. Trwa w swym chocholim tańcu. Mózg kontra mózg. Najnowsze zdobycze psychologii, socjologii, neurobiologii wdrożone do marketingu sprzedaży produktów na zlecenie producentów marzeń i potrzeb.
Wpadając w pułapkę złudzeń, bardziej lub mniej świadomie partycypujemy społecznie, bardzo solidarnie, w kosztach obciążania naszego wspólnego ziemskiego domu.
Zazwyczaj mało kto z nas pochyla się nad tym, co dzieje się z jednorazową, wychodzącą z mody odzieżą i to jeszcze przed końcem sezonu. W naszych czystych głowach nie pojawia się niewygodny obraz rosnącej na Pacyfiku wyspy śmieci. Konformistycznie znieczulamy się lub wypieramy to, co niewygodne. Stosujemy obrony.
Tymczasem dawanie rzeczom drugiego życia lub jego przedłużanie, a nawet tworzenie z nich czegoś zupełnie nowego, pozwala na chwilę refleksji. Terminy less waste, czy zero waste znane są od 50 lat. W moim mikroświecie generowanie jak najmniejszej liczby odpadów lub wręcz dążenie do ich wykluczenia jest w praktyce nadal bardzo trudne do osiągnięcia. Rozwiązanie nie pojawi się w głowie jednostki. Jednak warto o tym mówić.
Jesteśmy wspólnotą. Nawet jeśli dzieje się to w skali małej miejscowości. Odzew mieszkańców w postaci dostarczenia starych swetrów, a także wspólna akcja ubierania drzew jest po to, by pamiętać o niewidzialnej sieci powiązań. Tkamy więzi, dzięki którym możemy ten mikroświat czynić nieco lepszym miejscem do życia. Możemy zmieniać świat przed naszymi drzwiami.
Ubieranie drzew w zużyte swetry, czy robienie z nich bombek, pozwala na przedłużenie życia odpadom i nadanie im nowej formy. Jest też moim osobistym życzeniem, żeby na problem nadprodukcji zwrócić baczniejszą uwagę. Stawać się bardziej świadomym konsumentem. Przejmować stery. Przestać ulegać wykreowanym potrzebom.
Agnieszka Gumbis